Rawa Blues Silesian Sound
9 października 2021
Wykonawcy
Katowice Pałac Młodzieży
SBB, Dżem, Dudek Big Band, Krzak Legacy, Kapołka Trio, Makaron
Multimedia
SBB
Dżem
Dudek Big Band
Krzak Legacy
Kapołka Trio
Makaron
Kronika
Teoretycznie jak w przypadku Roberta Lewandowskiego i piłki nożnej, mógł być hat-trick. Irkowi Dudkowi pokrzyżowała plany pandemia. Były jego 70. urodziny. Dudek świętował również 50 lat, które minęły od jego debiutu na scenie. Do pełni szczęścia zabrało 40. edycji festiwalu Rawa. O fanfarach i paradzie światowych gwiazd bluesa w katowickim Spodku nie było jednak mowy. A jednak Rawa się odbyła, w zupełnie innym miejscu, dokładnie w Pałacu Młodzieży w Katowicach. Bo właśnie tam to wszystko się zaczęło 40 lat temu. Był to więc niezwykły powrót do przeszłości. Hasło spotkania wybitne na plakacie „Silesian Sound”, przyciągnęło przede wszystkim tych, którzy pamiętli jeszcze początki historii bluesa w Polsce. W klubach Katowic, Chorzowa, Siemianowic na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku, powstało środowisko złożone z młodych muzyków amatorów, którzy zafascynowani brytyjskim bluesem, zaczęli zakładać zespoły grające ten rodzaj muzyki.
Pół wieku później, 9 października br. Rawa zgromadziła wielu pionierów śląskiego brzmienia bluesa. Serię koncertów rozpoczął kameralny występ niezwykłej postaci Marka Makarona Motyki, Nikt tak jak „Makaron” nie łączy od początku swojej kariery bluesa ze Śląskiem i jego kulturą. W krótkim recitalu wokalista akompaniując sobie na gitarze wykonał trzy utwory z najnowszej płyty. Były to bluesy do wierszy szkockiego poety Roberta Burnsa wykonane po Śląsku w tłumaczeniu Mirosława Syniawy. Tego wieczoru Marek „McCarron” Motyka, potrafił stworzyć wyjątkowy klimat muzyczny i w szczególny sposób poruszyć słuchaczy. Już w pełni zelektryfikowany zespół Grzegorza Kapołki zaczął też subtelnie tematem utworu 5th Avenue Blues. Następnie gitarzysta ze swoim trio przeszedł do blues-rocka, by swobodnie rozwinąć improwizacje, razem z basistą Darkiem Ziółkiem i perkusistą Alanem Kapołką, Po instrumentalnych potyczkach tria, do muzyków dołączyła Natalia Kwiatkowska i zaśpiewała dwie piosenki, w tym kompozycję Friendship dedykowaną zmarłemu perkusiście Michałowi Gier Giercuszkiewiczowi.
Tego wieczoru następni wykonawcy wspominali wielu muzyków ze Śląska, którzy pięknie wzbogacali prze długie lata „silesian sound”. Do wymienienia całej listy nazwisk muzyków, szczególnie uprawniony był Leszek Winder. W zespole Krzak prowadzonym przez Windera, grała przecież śmietanka muzyków z Jerzym Kawą Kawalcem na czele. Na Rawie, Winder zaprezentował formację nazwaną Krzak Legacy z Krzysztofem Ścierańskim na basie i Janem Gałachem na skrzypcach oraz przybyłym specjalnie z Kanady perkusistą Andrzejem Ryszką, Koncert przebiegał w zmiennych klimatach muzyki od lirycznych po zdecydowanie mocne i ofensywne. Pojawiały się znane tematy utworów z repertuaru Krzaka, grane często unisono przez gitarę i skrzypce. Krzak Legacy zaprezentował żywe, kuszące i klarowne brzmienie. Muzyka brzmiała nadzwyczaj nowocześnie.
W drugiej części wieczoru scenę wypełnił kilkunastoosobowy skład Irek Dudek Big Band. W tym przypadku orkiestra Dudka wypadła korzystniej niż parę lat wstecz w Spodku. Nie chodziło o poziom wykonania, lecz o ogólne wrażenie. W dużej przestrzeni, zwykle brzmienie big bandu było rozproszone a dźwięki saksofonów i puzonów nie miały naturalnej mocy. Tym razem blok instrumentów dętych orkiestry, efektownie uderzał z dużą mocą, jaskrawiej eksponując pomysły aranżacyjne. Irek Dudek Big Band zagrał utwory z płyty No1 , m.in. Everyday I Have The Blues, Wiatr się na jesionie wietrzy, Tak dobrze mi tu. Irek Dudek wzbogacał śpiew grą na harmonijce ustnej. Gdy lider zaprosił na scenę Henryka Gembalskiego, objawił się duet skrzypcowy. Dudek i Gembalski zaczęli arco od podania tematu utworu Trouble In Love a potem pojawiły się wspaniałe unisona pary skrzypiec i dalej solowe improwizacje obu instrumentalistów. W szalonym tempie zagrali popisowy utwór From Alojz To Alex. Następną niespodziankę sprawił jako solista, Krzysztof Popek, który z klasą zagrał na flecie kompozycję Flute. W finałowym utworze big bandu, świetne solo w stylu boogie zagrał na fortepianie Krzysztof Głuch.
Ekscytacja wśród słuchaczy rosła wraz z pojawieniem się kolejnego wykonawcy. Za sprawą zespołu SBB, wróciliśmy do samych źródeł. SBB pół wieku temu startował przecież pod nazwą Silesian Blues Band. Józef Skrzek przedstawił swoją aktualną grupę w zupełnie nowym składzie, z bardzo ofensywnie grającą sekcją rytmiczną, złożoną z muzyków młodego pokolenia. Nowej mocy nadali SBB, Maks Mucha na basie i Paweł Dobrowolski na perkusji. SBB grał jak za najlepszych lat, muzyka pulsowała rytmicznie, zmieniał się nastrój i przede wszystkim Skrzek inicjował kolejne interakcję pomiędzy partiami klawiszy i gitary Apostolisa Anthimosa. Brzmienie traciło trochę na jasności, gdy kotłowały się linie dwóch basów, Skrzeka i Muchy. W sumie SBB zagrał rocka progresywnego i dopiero na koniec odwołał się do pionierskich czasów, grając bluesa Figo Fago z improwizującymi na harmonijkach Skrzekiem i Dudkiem.
Ostatnim aktem festiwalu był koncert zespołu Dżem. Sekstet ruszył z kopyta, jakby chciał udowodnić, że reprezentuje młodsze pokolenie śląskiego brzmienia. Muzycy zaserwowali – jak zwykle- najbardziej znane utwory z bogatego katalogu przebojów grupy Dżem. Rytm reggae wprowadził piosenkę Lunatycy, potem wokalista Maciej Balcar zaintonował utwór Cała w trawie z zmysłowym tekstem i energiczny Szeryfie, co tu się dzieje oraz zdecydowanie rockowy Nieudany skok. Grupa wykonała bodaj 10 pozycji z obowiązkowym utworem Cegła na finał. Niezmiennie wrażenie robiły melodyjne solówki Jurka Styczyńskiego i jego duety z drugim gitarzystą Adamem Otrębą. Dżem przez półtorej godziny grał z taką energią, że musiał bisować piosenką Whiskey. Tego wieczoru podczas nietypowej Rawy na scenie pojawiło się około 50 muzyków. Nie było to jednak wcale sentymentalne spotkanie po latach, lecz pełen przeżyć i zaskoczeń przegląd dokonań artystów, którzy wciągu paru dekad stali się w większości wybitnymi postaciami krajowej sceny muzycznej. Miałem nieodparte wrażenie, że muzycy chcieli w kultowym miejscu raz jeszcze zaświadczyć o sile śląskiego brzmienia bluesa.
Ryszard Gloger