36. Rawa Blues Festival
29 września-1 października 2016
Wykonawcy
NOSPR
Keb' Mo' & Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia, Corey Harris Solo
Duża scena, Spodek
JJ Grey & Mofro, Shemekia Copeland, Albert Lee, Toronzo Cannon, Shakin' Dudi, Dżem
Krzysztof Głuch Oscillate, Janusz Hryniewicz, Joe Colombo feat. Kasia Skoczek, Cheap Tobacco, Hot Tamales, F*ck The People
Scena boczna, Spodek
Pokój Numer 3, Levi, Black Job, Black Bee, Blues Drawers, Elephant's Escape, Forsal, Jurajski Oddział Bluesowy
Multimedia
Keb' Mo' & NOSPR
JJ Grey & Mofro
Shemekia Copeland
Albert Lee
Toronzo Cannon
Shakin' Dudi
Dżem
Corey Harris
Duża Scena
Mała Scena
Kronika
Wielkich rozmiarów plakat festiwalu i wybite na nim nazwiska wykonawców, zmuszały do zadania pytania, czym się różni jubileusz imprezy od jej „zwykłej” edycji. W przypadku Rawy Blues, jak w grze o dużą stawkę, ostatnia karta jest zawsze najsilniejsza. W Katowicach podczas 36. festiwalu było dłużej niż zwykle i na bogato. Znowu działy się zaskakujące rzeczy. Festiwal rozpoczął się już w czwartek 29 października. Bardzo późno około godziny 22 w sali kameralnej NOSPR odbyło się pierwsze z dwóch spotkań z mistrzem gitary Albertem Lee, które transmitowała radiowa Trójka. Dla wyznawców gitarowego kunsztu spotkanie z brytyjskim wirtuozem było czymś wyjątkowym. Muzyk z bujną fryzurą siwych włosów, lekko przygarbiony i nieustannie przebierający palcami po gryfie, opowiedział o swojej imponującej karierze, wymieniając nazwiska wielu gwiazd, z którymi współpracował. Na deser Albert Lee zagrał kilka utworów do przygotowanego playbacku.
Oficjalne otwarcie festiwalu nastąpiło następnego dnia, już w pięknej przestrzeni głównej sali NOSPR. Uderzające wrażenie wywołał Corey Harris w kolorowym turbanie na głowie i z gitarą akustyczną w ręku. W niespełna godzinę muzyk przeniósł dwutysięczne audytorium w świat muzyki afroamerykańskiej. Harris odwoływał się do historii bluesa wykonując utwory Charliego Pattona, Blind Lemon Jeffersona, Skipa Jamesa. Miał też własne utwory, w których słychać było echo praźródeł bluesa, jak w utworze z płyty From Mississippi To Mali. Z intensywną rytmicznie i skromną fakturą muzyki akustycznej Harrisa, kontrastowała druga część koncertu. W utworach Pattona, Jeffersona i Jamesa muzyk fantastycznie modelował barwę głosu i brzmienie gitary. Recital Harrisa był czarującą lekcją historii bluesa w pigułce.
Po trzech latach na Rawie Blues znowu pojawił się wysoki i smukły Keb’ Mo’, tym razem w towarzystwie orkiestry symfonicznej i sekcji rytmicznej złożonej z wytrawnych krajowych muzyków. Orkiestrę NOSPR poprowadził tego wieczoru Krzesimir Dębski, który opracował instrumentację utworów popularnego artysty na tak duży skład. Zgrabne bluesowe piosenki Keb’ Mo’ i jego aksamitny głos ujawniły swoją moc. Krzesimir Dębski postarał się o zróżnicowanie aranżacji, zachowanie równowagi pomiędzy elektryczną sekcją rytmiczną a orkiestrą oraz wyeksponowanie gitary solisty. Keb’ Mo’ wykonał dwanaście popularnych piosenek ze swojego repertuaru, takich jak „One Way Home”, „France”, „Life Is Beautiful”. W finale koncertu, zaproszony Irek Dudek zagrał na harmonijce z dużym zaangażowaniem w trzech utworach. Podpisując płyty po występie, Keb’ Mo’ usłyszał od fanki skargę, że nie wykonał swojego hitu sprzed lat „Just Like You”. Artysta wstał i zaśpiewał tę melodię a capella specjalnie dla wiernej słuchaczki.
Jak zwykle sobota (1 października) była pełnym rozwinięciem wielobarwnych atrakcji festiwalu. W dodatku miejsce akcji – Spodek, zamknął właśnie 45-letnią historię swojej działalności. W konkursie na Małej Scenie wystąpiło osiem wyłonionych z preselekcji zespołów. O dziwo, tym razem jurorzy nie mieli chyba trudności w ocenianiu, bo nie było aż tak dużego rozstrzału stylistycznego proponowanej muzyki. Wczesna pora (godzina 11 przed południem), huczące nagłośnienie i niewielu słuchaczy nie sprzyjały na starcie młodej grupie z Bydgoszczy Pokój Numer 3. Wprawdzie zespół zagrał z klasą trzy własne utwory z debiutanckiej płyty, lecz nie było w tym występie dostatecznej energii, by wolny blues „Taniec z Nią” mógł zrobić wrażenie. Typowy bluesowy klimat zaprezentowały kolejne bardzo różne kapele: Jurajski Oddział Bluesowy, Forsal, Blues Drawers i Black Job. Jedne produkcje cechowała swojska surowość, inne solidny warsztat lub wybijający się instrumentalista. Z kolei zdecydowanie bardziej w stronę rock ‘n’ rolla podążyły grupy Black Bee z Żywca i Elephant’s Escape z Poznania. Jednak jak się wkrótce okazało najbardziej podobała się propozycja kwintetu Levi. Grupa zagrała własne utwory, występ wyróżniał akustyczny skład instrumentalny, melancholijny nastrój muzyki i przemycana w piosenkach bluesowa harmonia. Levi miał też dwie indywidualności: świetnego harmonijkarza oraz wokalistkę.
I to właśnie Levi, już jako laureat konkursu, zainaugurował zaraz po godzinie 15 występy na Dużej Scenie. Widownia usłyszała tego wieczoru rekordową liczbę wykonawców, a napięcie nie opadało przez niemal dziesięć godzin. Po debiutującym duecie F*ck The People (bas i śpiewający perkusista), pojawiło się akustyczne trio Hot Tamales. Zamiast mocnego uderzenia proponował subtelne aranżacje piosenek i dużą kulturę wykonania. Zaskoczeniem trzeba nazwać sympatię odbiorców, jaką błyskawicznie okazała publiczność na zwiewną muzykę Hot Tamales. Z kolei zespół Cheap Tobacco nabrał wyrazistości we własnym blues-rockowym repertuarze. Na festiwalu grupa swój występ wzmocniła nawet sekcją dętą. Zaraz potem akustyczny duet Joe Colombo i Kasia Skoczek skoncentrował się na standardach bluesa z dużą ekspozycją gitary slide. Jednak na prawdziwe wyżyny muzyki wprowadził słuchaczy zespół Krzysztof Głuch Oscillate. Lider konsekwentnie gra na pianinie Fendera, specyficznie naznaczając brzmienie muzyki, lecz w przypadku tego koncertu pokazał jeszcze niecodzienny skład: skrzypce, trąbka, puzon, gitara oraz scratching. Z finezją przygotowane aranżacje utworów, nabrały dużego blasku. W zaskakujący sposób zaprezentowała się w takim otoczeniu wokalistka Agnieszka Łapka, modelująca z synkopowanym wyczuciem frazę oraz poprzez różną interpretację zmieniając charakter całych utworów. Na kilkanaście minut na scenie Spodka zagościł kolejny duet wokalisty i gitarzysty Janusza Hryniewicza wspomaganego przez Tadeusza Putona na gitarze dobro. Ta propozycja mieściła się w określeniu „muzyka okolic bluesa”.
Wydawało się, że pod hasłem Shakin’ Dudi, ponad cztery tysiące słuchaczy czeka powtórka z rozrywki. Wprawdzie Irek Dudek zaczął od piosenki „Tak dobrze mi tu”, lecz cały koncert był już w nowej odsłonie muzycznej, w której sprytnie zmieszano bluesa, swing i jazzową improwizację. Dudek grał na skrzypcach elektrycznych z dawno niesłyszaną inwencją, licytując się na solówki z gitarzystą Grzegorzem Kapołką. Shakin’ Dudi dobitnie podkreślił zmianę w wykonanym na bis temacie „Everyday I Have The Blues”.
Toronzo Cannon jest nadzieją elektrycznego bluesa chicagowskiego i podobnie jak przed rokiem Jarekus Singleton i Selwyn Birchwood przekonał odbiorców do pozytywnego myślenia o przyszłości tej muzyki. Oglądany po raz pierwszy w Polsce Cannon, zaprezentował dynamiczny, motoryczny i rozkołysany blues, w którym ekscytujące są rozwinięte partie gitary, mocny głos i zmienność nastrojów. Niewątpliwie muzyk zgłębił tajniki stylu wielu mistrzów gitary, różnicował brzmienie i artykulację, wtrącał funkowe zagrywki i czynił odwołania do muzyki Jimi’ego Hendrixa. Słodkie obiegniki łączył z funkowymi motywami rytmicznymi, stosował również zniekształcone brzmienie gitary. Leworęczny gitarzysta wypełnił ruchem nie tylko całą scenę, lecz grając nieprzerwanie solo wszedł w publiczność. Na koniec bardzo widowiskowego występu Cannon grał zębami.
Po gwieździe z Chicago, już razem z zespołem towarzyszącym, zaprezentował się Albert Lee. Jeśli nawet na początku zaskoczeni repertuarem country słuchacze czekali na przełom, bardzo szybko docenili niezwykłą technikę gry gitarzysty i ulegli żywiołowym wykonaniom utworów rockabilly i country. W zestawie wykonanych utworów znalazł się popisowy „Country Boy”, lecz prawdziwą klasę jako wokalista Anglik zademonstrował wykonując przy fortepianie dwie piękne ballady „The Highway Man” i „Till I Gain Control”.
Znacznie większą energię wygenerowali od samego początku muzycy zespołu koronowanej królowej bluesa, Shemekii Copeland. Wokalistka rozwiała szybko wątpliwości, co do swojej prestiżowej pozycji, bo kiedy śpiewa z wyważoną ekspresją, łatwo ocenić skalę jej głosu, doskonałą emisję i prowadzenie frazy. W wokalu Copeland nietrudno wyczuć pewność siebie, stanowczość i nacisk, jaki artystka kładzie na siłę przekazu. Ważnym elementem są oczywiście teksty i tematyka utworów, interpretowane z wyraźną emfazą. A dodatkowo blues Copeland nabrał charakteru gitarowego za sprawą wręcz znakomitych dwóch gitarzystów, uzupełniających się lub grających w kontrapunkcie. Koncert utrzymany w dużym tempie, składał się z dziesięciu utworów i osiągnął apogeum w utworze Johnny’ego Copelanda „Ghetto Child”, podczas którego amerykańska wokalistka śpiewała bez mikrofonu z niezwykłą emocjonalnością.
Pierwsza wizyta amerykańskiej kapeli JJ Grey & Mofro w naszym kraju okazała się prawdziwą prowokacją. Jednych gitarzysta i wokalista JJ Grey zahipnotyzował nie tylko głosem, lecz ekspresyjną muzyką, innych rozczarował odejściem od wcześniej uprawianego soulowo-bluesowego stylu. Prezentowane utwory „Hide And Seek”, „Light A Candle” czy „Brighter Days” wymieszały jeszcze bardziej różne elementy stylistyczne. Gitara lidera inicjowała solówki basu, perkusji i dwóch trąbek. Podsumowując: rewelacyjna grupa muzyków, charyzmatyczny lider i cienka nić bluesa wpleciona w nowoczesną, oryginalną muzykę.
Mimo późnej pory zbiorowy entuzjazm – po dwudziestu latach przerwy na Rawie Blues – przywitał zespół Dżem. Znacznie mniej tego entuzjazmu było po stronie zespołu. Popłynęły jeden po drugim znane od dwóch pokoleń przeboje, lecz trudno było wyczuć większe zaangażowanie muzyków. Nie sposób odmówić grupie Dżem solidnego grania; jak zwykle pojawiły się obfite solówki gitar. Późna pora, mocno przerzedzona publiczność miały wpływ na to, że grupie nie udało się wzniecić większej żywiołowości na finał bardzo udanego festiwalu.