30. Rawa Blues Festival

9 października 2010

Wykonawcy

Koncert finałowy

James Blood Ulmer's Memphis Blood feat. Vernon Reid (USA), Rick Estrin & The Nightcats with Charlie Baty (USA), Nora Jean Bruso (USA), Irek Dudek

Duża scena

Bogdan Szweda & Easy Rider, Marek "Makaron" Trio & Minix, St. James Hotel, Boogie Chilli

Scena boczna

Jazz Sphere, Zgredybillies, Why Ducky?, The River, The Plants, Break Maszyna, Przytuła & Kruk, Jaw Raw

Multimedia

James Blood Ulmer & Vernon Reid

Jubileuszowa 30. Rawa Blues to przegląd gwiazd, których występy rozgrzały już serca fanów w poprzednich edycjach. James Blood Ulmer's Memphis Blood wraz z Vernonem Reidem po raz pierwszy wystąpili na naszym festiwalu 5 lat wcześniej. Koncert urodzonego 2 lutego 1942 roku legendarnego gitarzysty jazzowego i bluesowego otoczonego szeregiem znakomitych muzyków z wszechstronnym Vernonem Reidem (znanym miłośnikom rocka z Living Colour) na czele był znakomitym ukoronowaniem tej szczególnej  edycji!

Rick Estrin & The Nightcats

W 1976 roku harmonijkarz i wokalista Rick Estrin oraz gitarzysta Charlie Baty założyli  grupę Little Charlie & The Nightcats. Ich pierwszy album ukazał się dopiero w 1987 roku i zapewnił grupie popularność. W 2008 roku Charlie Baty ogłosił, że zaprzestaje koncertowania, jednak grupa z powodzeniem kontynuuje działalność, obecnie pod nazwą Rick Estrin & The Nightcats. Po raz pierwszy wystąpili w Spodku w 2004 roku, 9 października 2010 powrócili by jeszcze raz zaserwować nam jedyną w swoim rodzaju porcję rozrywki i świetnej muzyki.

Nora Jean Wallace

Nora Jean Wallace, córka bluesowego śpiewaka Henry'ego Wallace'a, śpiewała już od 6. roku życia, a zawodowo występowała od 1976 roku. Wprawdzie, wychowując dwóch synów, porzuciła bluesa na pięć lat, jednak na szczęście dla fanów tego gatunku muzyki, powróciła na scenę, by zdobyć uznanie wielu znawców. Niektórzy widzą w niej nawet następczynię słynnej Koko Taylor! Do Katowic powróciła po czterech latach i ponownie została niezwykle ciepło przyjęta przez publiczność.

Irek Dudek

Irek Dudek na tej edycji Rawy zaprezentował materiał ze swojej płyty "Dudek Bluesy", na którą wielu czekało już od lat. Album zawiera szczególne połączenie bluesa i jazzu. Stylistyka ta sprawdziła się świetnie również w warunkach koncertowych, kojąc zmysły słuchaczy i wzbogacając ich o nowe, muzyczne doświadczenia.

Duża scena

Mała scena

Kronika

Rusztowania, młoty pneumatyczne i kikuty remontowanych żelbetonowych balustradek na sporej części „Spodka”, psuły nieznacznie wystrój jubileuszowej Rawy Blues. A Rawa to już 30 lat. Uroczyście jednak było i to znacznie wcześniej. W Bielsku-Białej w Akademii Techniczno-Humanistycznej zorganizowano I Międzynarodową Konferencję Naukową pt. „Blues jako zjawisko kulturowe” (7-8 października). Kilkanaście wystąpień badaczy kulturowych kontekstów fenomenu bluesa, uzupełniły występy muzyków i projekcje filmów. Natomiast już w Katowicach odbyło się malowanie wielkich obrazów głównych gwiazd festiwalowych. W przeddzień festiwalu obrazy wkomponowano w przemarsz orkiestry górniczej w otoczeniu cheerliderek i grupy młodych ludzi na szczudłach pod samą halę. Jeszcze rano następnego dnia, w sobotę 9 października, nic nie zapowiadało szczególnych emocji.

Przesłuchania na Małej Scenie otwarła kobieca kapela Jazz Sphere (jedyny mężczyzna, pianista znalazł się wyraźnie na drugim planie). Dziewczyny były lekko speszone, ale kiedy dołączył do nich gościnnie z harmonijką ustną Jan Skrzek, całość nabrała dynamiki i wyrazu. Zespół Why Ducky ? to z kolei prawie orkiestra z sekcją dętą i organami. a muzycy czuli siłę bluesa. Kwartet pod nazwą The Plants poszedł za bardzo w stronę rock and rolla, natomiast Breakmaszyna jak dawniej wiele brytyjskich zespołów bluesowych, nawiązywała do hard rocka. Duet Przytuła i Kruk zmusił wszystkich do bardziej uważnego słuchania akustycznego dialogu prawie w klimacie źródeł bluesa. I na koniec przesłuchań z soulowo-funkowym przytupem zbyt głośno zagrał zespół Jaw Raw.

Po godzinie 15 na otwarcie Dużej Sceny pojawiła się młoda śląska grupa St. James i bez trudu udowodniła jak bardzo przyda się młoda krew w krajowym światku bluesa. Zwycięzcy Małej Sceny Przytuła i Kruk niewielkimi środkami, ale ogromnym sercem do korzennej muzyki, złapali kontakt z publicznością a nawet zrobili show grając na koniec bez prądu „Dust My Broom”. Trio Marka „Makarona” Motyki objawiło się z nową propozycją. Stare śląskie pieśni ubrał w bluesowy kostium, a nawet poszedł jeszcze dalej zapraszając mistrza beatboxingu Minixa. Folk-blues mieszał się znakomicie z kulturą hiphopową. Jak zwykle podkręcili tempo festiwalu muzycy grupy Boogie Chilli, którzy opanowali do perfekcji rytmiczną pulsację znaną z bluesów Johna Lee Hookera. Ostro i z wyrazem zabrzmiała muzyka Bogdana Szwedy i zespołu Easy Rider. W wersji koncertowej grupa wypadła lepiej niż na swojej płycie Midnight Walk.

Koncert Irka Dudka zwyczajowo otworzył wieczorną galę. Tym razem usłyszeliśmy nowy repertuar z płyty Dudek bluesy. To było inne, jazzowe oblicze wokalisty, kameralne, finezyjne z dużym nasyceniem swingu. Dudek śpiewał z towarzyszeniem gitary akustycznej, harmonijki i skrzypiec. Technika slide przeniesiona na skrzypce, zaciekawiła słuchaczy w równym stopniu jak to, co swingowo podgrywali pianista Kuba Płużek, kontrabasista Max Mucha i najbardziej rozbujany pomysłami perkusista Arek Skolik. Tego wieczoru słuchano też z wyjątkową uwagą prowadzącego festiwal Jana Chojnackiego, który sięgał do zabawnych zdarzeń z dawnych edycji imprezy, skracając czas oczekiwania na kolejne koncerty.  

Ponad 5 tysięcy fanów przyjęło gorąco Norę Jean Bruso. Wokalistka dawała z siebie wszystko, zaśpiewała także „bez prądu” rezygnując z usług nagłośnienia. Przed pożegnaniem zachwyciła jeszcze pełnym emocji, klasowym wykonaniem utworu „Members Only”. Strona techniczna festiwalu z imponującą oprawą świetlną i klarownym dźwiękiem dopełniały komfortu pełniejszego estetycznego przeżycia. A potem „Spodek” jeszcze zawirował i jak niektórzy twierdzili - uniósł się na  dobrą godzinę, dzięki grupie Rick Estrin and The Nightcats. Gitarzysta Chris „Kid” Andersen eksplodował od wygrywanych dźwięków, na scenie z zespołem znalazł się także były gitarzysta Little Charlie Baty. I do tego Estrin wyprawiający z harmonijką najdziwniejsze rzeczy, a nawet rapujący. To była adrenalina na specjalne zamówienie. Fajerwerki pomysłów z cytatami z utworów Deep Purple, The Beatles i Hendrixa, do tego śpiewający perkusista, zwroty akcji, tańce. Po prostu entertainment. 

Na finał wszedł na scenę James Blood Ulmer. W tym roku Ulmer także zjawił się w „zamówionym” przez Irka Dudka składzie z Vernonem Reidem. Zabrzmiało dużo standardów, takich jak „Spoonful”, „Little Red Rooster” i „I Want to Be Loved”. Po blisko dwóch godzinach koncertu, kiedy lider zszedł ze sceny, reszta złapała nowy Groove, a Vernon Reid uwolnił rockowy temperament. Znaleźli nowy przypływ energii żeby grać dla ciągle żywo reagującej widowni. Ulmer siedział z boku sceny i uśmiechał się z aprobatą na rozbrykanych muzyków.  

A potem był jeszcze jam session, w najrozmaitszych konfiguracjach muzyków i dowód na to, ze gwiazdy festiwalu mają ochotę pograć z czystej potrzeby zabawy. Perkusista z The Nightcats okazał się świetnym basistą a inny basista okupował organy. Na jam przyszli nawet muzycy, którzy poprzednio woleli hotelowe zacisze.

Rick Estrin powtarzał wszystkim, że dzięki takim festiwalom blues żyje. Przez cały dzień działały w „Spodku” kawiarenka poetycka i kącik plastyczny, można było oglądać wystawę fotograficzną Łukasza Raka. Rawa w wydaniu jubileuszowym zaskoczyła muzycznym rozmachem, niepowtarzalnością zdarzeń i energią muzyki. Zachęta zawarta w zwrocie Keep the Blues Alive ! i umieszczona w recenzji miesięcznika Jazz Forum, miała okazać się dla festiwalu prorocza.