25. Rawa Blues Festival
8 października 2005
Wykonawcy
Koncert finałowy
James Blood Ulmer & Vernon Reid (USA), Guitar Shorty (USA), Irek Dudek Big Band
Duża scena
Sławek Wierzcholski, Cree & Sebastian Riedel, Arek Korolik, Riders, Blues Flowers, Magda Piskorczyk, Easy Rider
Scena boczna
Styropian Blues, Mizia & Mizia, Boogie Chilli, Big Fat Mama, Vacat, Marek Wojtowicz, Teenage Beat, Hoo Doo, Krystian
Multimedia
James Blood Ulmer & Vernon Reid
Guitar Shorty
Irek Dudek Big Band
Duża scena
Kronika
24 godziny przed festiwalem, w piątkowy wieczór, Guitar Shorty spokojnie krążył po sali bankietowej, nie zdradzając najmniejszego dyskomfortu z powodu zaginionej podczas lotu z Los Angeles swojej gitary. Inni znani muzycy, z nie mniejszym zainteresowaniem spoglądali na ogromny telewizor w rogu Sali, na którym prezentowano przegląd koncertów gwiazd z 25-letniej historii festiwalu Rawa Blues. Mogli na własne oczy zobaczyć w jaki sposób festiwal zyskał wielką rangę i stałe miejsce w kalendarzu ważnych imprez muzycznych w Polsce. Na ekranie pojawiali się Koko Taylor, Junior Wells, Carey Bell, Lonnie Brooks, Little Charlie and the Nightcats, Cephas and Wiggins, Savoy Brown, The Blues Band, Stan Webb i wielu innych. Każdy koncert to była nowa, nieznana u nas wcześniej barwa bluesa. Podobne refleksje zawarł Marcin Babko pisząc w Gazecie Wyborczej: „(…) na Rawę ludzie przyjeżdżają nie dla gwiazd, ale dla atmosfery festiwalu. Starzy przyjaciele spotykają się czasem już tylko raz do roku, właśnie na Rawie. Sam na koncertach w „Spodku” jestem przynajmniej raz w miesiącu, ale na żadnym nie ma takiego klimatu, jak na tym dorocznym święcie ludzi bluesa. Dobrze jednak, że Dudek nie zapomina o muzyce i co rok stara się zaproponować coś nowego i ważnego”.
W sobotę 8 października było podobnie. Najpierw grupa Mizia & Mizia z Wrocławia. Krzepiący przykład rodzinnego grania, ojciec i dwaj synowie. Potem Styropian Blues z Bielska-Białej w nietypowym dla bluesa składzie z saksofonem i kontrabasem. Kolejnej szansy zachwycenia słuchaczy szukał ubiegłoroczny laureat Big Fat Mama ze Szczecina. Wyszli znowu kolorowo ubrani, demonstrując przemyślaną w każdym szczególe kombinację bluesa, soulu i funky. Muzyka Big Fat Mamy ma rzeczywiście duszę, puls i psychodeliczny klimat. Podczas koncertu kolejnych recydywistów Małej Sceny grupy Vacat z Grudziądza nieszczęśliwie wysiadło zasilanie. Pod koniec przedpołudniowych prezentacji zagrał zespół Boogie Chilli z Poznania. I to właśnie intensywna i momentami porywająca muzyka głosami słuchaczy dała Boogie Chilli zwycięstwo i krótki występ na Dużej Scenie. Tradycyjnie koncert otworzył Irek Dudek, a potem zagrał Easy Rider. Zespół istnieje dokładnie tak długo jak festiwal. Podczas występu Magdy Piskorczyk promującej swoją płytę „Blues Travelling” po raz pierwszy tego wieczoru można było docenić pracę ekipy nagłaśniającej. Jakość dźwięku była dla organizatora festiwalu zawsze oczkiem w głowie. Atmosfera festiwalu znacznie się ożywiła podczas krótkiego seta zespołu Blues Flowers, wyspecjalizowanego w zabawowym bluesie, bazującym na wręcz kabaretowym poczuciu humoru wokalisty i autora tekstów Jarka Drażewskiego. Do „bluesowych kwiatków” dołączyli harmonijkarz Adam Kulisz, Bartek Szopiński na organach i Magda Piskorczyk. Kiedy na scenie pojawił się następny zespół Riders publiczność z zaskoczeniem zobaczyła na basie Mieczysława „Mechanika” Jureckiego z Budki Suflera. Coraz lepsza wokalnie Ola Łysiak zaśpiewała z przekonaniem „Summertime” w wersji Janis Joplin. Nie zawiódł w akustycznym mini-recitalu Arek Korolik, który z ośmioma występami na Rawie, jest na liście rekordzistów imprezy. Gorący aplauz towarzyszył pojawieniu się na festiwalowej scenie Sebastiana Riedla z grupą Cree. Obok własnych utworów grupa wykonała z dużą energią kilka przebojowych piosenek z repertuaru zespołu Dżem z okresu, kiedy śpiewał je ojciec Sebastiana, Ryszard Riedel. Uczucie niedosytu pozostawione po niespełna półgodzinnym koncercie grupy Cree, zgrabnie zniwelowali Sławek Wierzcholski i Nocna Zmiana Bluesa. Żywiołowość gry toruńskiego zespołu w połączeniu z miękkością brzmienia dało dobry efekt. Jeszcze dynamiczniej zabrzmiał zespół Irka Dudka, który powrócił do bogatego składu Big Bandu. Dęciaki poderwały młodych słuchaczy zwłaszcza tych zgromadzonych na płycie „Spodka”. Solo na fortepianie - utwór „Dreamy” - zagrała młodziutka córka Agata Dudek.
Wejście na scenę pierwszej zagranicznej gwiazdy odbyło się z rozmachem godnym renomowanego klubu w Las Vegas. Koncert Guitar Shorty’ego rozpoczął popowy przebój „Rainy Night in Georgia” w wykonaniu basisty Howarda Deere. Na szczęście z własną gitarą w dłoniach 66-letni Guitar Shorty postawił na rock and rollowe podejście do bluesa i długie solówki. W drugiej części koncertu skoncentrował się na muzyce swojego mentora Jimiego Hendrixa. Zagrał bez wyrazu „Hey Joe” a później niekończący się „Voodoo Chile”. Po lekcji elektrycznego bluesa w chicagowskim stylu, koncert Jamesa Blood Ulmera był jak przejście z klubu do świątyni. Mistrz siedzący przy mikrofonie ze swoją zaczarowaną gitarą i ekscytującym głębokim i zarazem szorstkim głosem w otoczeniu młodszych muzyków, zmusił blisko trzy tysiące słuchaczy do maksymalnego skupienia. Takiego bluesa jeszcze na tym festiwalu nie było. Znane i często prymitywnie katowane w setkach wykonań standardy bluesowe „Spoonful”, „I Want to Be Loved”, „Little Red Rooster”, „Evil, I Just Want to Make Love to You”, „I Don’t Know”, w interpretacji Ulmera brzmiały jak jego własna przejmująca opowieść. Dzięki rewelacyjnym muzykom, z gitarzystą Vernonem Reidem na czele, definicja bluesa zyskała nowy wymiar. Muzyka kierowała się w stronę funky, ocierała się o boogie lub podążała na obszary psychodelicznej swobody. Zadziwiał umiar i dyscyplina z jakimi podchodzili do gry poszczególni muzycy. Bezwzględnym liderem i egzekutorem dokonującej się na scenie syntezy bluesa był Ulmer. Obok gitar elektrycznych duetu Ulmer-Reid ważną rolę pełniły skrzypce, harmonijka i niezwykłe brzmienia organowe. Zaskakujące, że propozycja tak finezyjnego bluesa zyskała wspaniały odbiór. James Blood Ulmer podczas próby, jeszcze bez publiczności, powiedział do Vernona Reida: „huge hall” (ogromna sala). Podczas jubileuszowej 25. edycji festiwalu jeszcze większe wrażenie robiła, prezentowana muzyka.