17. Rawa Blues Festival

4 października 1997

Wykonawcy

Koncert finałowy

Magic Slim & Teardrops (USA), Kim Simmonds & Savoy Brown (Wielka Brytania/USA), Madcat & Kane (USA), SUPERBAND Dudek/Hołdys/Skrzek/Piotrowski/Waglewski, Keith Dunn & The Bloozz (USA/Polska)

Duża scena

Easy Rider, Sławek Wierzcholski, Mietek Blues Band, Schau Pau Acoustic Blues + Jan Błędowski, Obstawa Prezydenta, Free Blues Band, Paweł Szymański, Gang Olsena, Tortilla Flat, Kasa Chorych & Jan "Izba" Izbiński, Slidin' Slim & Janusz Hryniewicz Band, DzieńDobry, Rolnik Stons

Scena boczna

Tipsy Drivers, Gerard Kalczer Korzyniec, Portal Blues, Sex Machine, Daniela & Pig Bit, Side Road

Kronika

Po raz drugi „Dogrywka do Rawy” zrealizowana została w studiu katowickiego oddziału  TVP. I słowo „realizacja” zasługuje tu na podkreślenie, ponieważ stała się ona przykładem, jak w kameralnych warunkach studia telewizyjnego można interesująco i efektownie pokazać bluesa na żywo. Szkoda tylko, że program wyemitowany został jedynie w lokalnym, katowickim paśmie regionalnym.

Zwycięzcami Małej Sceny zostali Daniela & Pig Bit z Łodzi, głównie – nie ujmując niczego sprawnej kapeli z Łodzi - dzięki charyzmie wokalistki. W nagrodę na znaleźli się na Dużej Scenie. Tam też pojawił się akustyczny Rolnik Stons: duet gitarzystów, w tym śpiewającego basem…Macieja Miecznikowskiego, znanego później z wielu wcieleń wykonawcy muzyki popularnej. Również z Trójmiasta przyjechał Mietek Blues Band prezentujący się w standardach - zawartości swego pierwszego albumu (istniejącego już ponad 20 lat zespołu!). Szczeciński Free Blues Band braci Malcherków w swoim występie spoił bluesa, rocka i funky w dynamiczną, choć miejscami nazbyt głośną postać. Jacek Siciarek i jego Dzieńdobry, w próbie bluesowej i rockowej twórczości własnej okazał się mniej przekonujący. Po raz dziesiąty na Rawie wystąpił zespół Sławka Wierzcholskiego, z którym zaśpiewała Marzena Tarnowska, jeszcze jedna młoda wokalistka, jaka niczym meteoryt przeleciała przez naszą bluesową scenę. Swoim występem wprawił publiczność w refleksyjny nastrój  piosenką poświęconą Ryśkowi Riedlowi i  rozgrzał „Chorym na bluesa”, z udziałem sekcji dętej Gangu Olsena.  Ten z kolei, wciąż  na wysokich obrotach, wykonał kilka swoich numerów i „Jedziemy autostopem”. Kasa Chorych zaprosiła do swojego składu Jana Izbińskiego. Zrobiło się rockowo-jazzowa, a „Izba”, grający też na gitarze dowiódł, że choć rzadko staje przed tak liczną bluesową publicznością, wciąż jak mało który z naszych najlepszych wokalistów, potrafi sprawdzić się w czarnej muzyce. Po tym występie słuchaliśmy Pawła Szymańskiego w repertuarze własnym, powiązanym ze źródłami czyli akustycznym bluesem oraz krótkiego seta szwedzkiego wokalisty i gitarzysty  grającego na dobro Slidin’ Slima. Wszedł on następnie w skład zespołu Janusza Hryniewicza, śląskiego muzyka, wykonującego nie tylko bluesa ale i pop. Bogdan Szweda i Arek Błeszyński czyli Schau Pau, ze skrzypkiem Janem Błędowski stworzyli wyjątkowe trio, w „Boogie Chillen” osiągając apogeum ekspresji. Jeszcze jedno: czarny harmonijkarz z Bostonu Keith Dunn i The Bloozz (Roman Puchowski i saksofonista Adam Wendt) stanowiło ciekawy, spójny artystycznie triumwirat. Z krainy akustycznej łagodności wyrwał nas dość brutalnie boogie-rockowy Easy Rider. Superbandem nazwała się formacja: Irek Dudek – gitara akustyczna, wokal, Wojciech Waglewski – gitara, Zbigniew Hołdys – gitara elektryczna, Józef Skrzek – gitara basowa i Jerzy Piotrowski - perkusja, który na chwilę przyjechał do kraju ze Stanów. Muzycy ci nigdy dotąd nie wystąpili razem. Efekt tej fuzji zebrał różne oceny i komentarze, w tym zastrzeżenia co do repertuaru, a także i stylistyki w jakiej wykonano piosenki Dudka i Hołdysa. Najlepiej wypadła „Gloria” Vana Morrisona.

Kim Simmonds & Savoy Brown inaugurował na Rawie swoje europejskie tournee. Dla relacjonującego festiwal dla Jazz Forum Mariusza Szalbierza było to „wielkie, niezapomniane gitarowe misterium”. Występ tego pięćdziesięcioletniego Walijczyka, mieszkającego od lat w Nowym Jorku, ważnego uczestnika zjawiska nie do przecenienia w upowszechnianiu czarnej muzyki, jakim był brytyjski bluesowy boom lat 60. przyjęto bardzo gorąco. Po nich duet Madcat & Kane, Petera „Madcata” Ruth, najbardziej wszechstronnego stylistycznie - bo wykonującego bluesa, jazz, rocka - i technicznie harmonijkarza, spośród tych, jacy dotąd gościł na Rawie, w towarzystwie gitarzystki Shari Kane. Dali wspaniały choć wielka szkoda, że krótki występ. Chwilę przed północą na scenę wszedł Magic Slim & Teardrops. Zagrali znakomicie i w konfrontacji z polskimi produkcjach można było uświadomić sobie w czym tkwi ta magia chicagowskiego bluesa. To był ten drive, to budowanie rytmu, który w Europie tak strasznie się upraszcza. Mniej ważne stało się to, że grali nieprecyzyjnie, lecz z taką ogromną determinacją. No i z tym duchem. Kilka utworów z najnowszej płyty zespołu wypadło bardziej dynamicznie niż w wersji studyjnej. 

Ale to nie był jeszcze koniec, bo oto staliśmy się uczestnikami nowej spontanicznie zrodzonej cody, zamykającej odtąd niemal wszystkie następne edycje Rawy na Dużej Scenie. Do Magic Slima, za namową  jego menagera, dołączył Irek, z  pożyczoną od Petera Rutha harmonijką. Chwilę potem na scenę powrócili Ruth i Shari Kane, i zrobił się jam. „Był to chyba najlepszy festiwal pod względem atmosfery, jaka panowała na scenie. Dominowała żywiołowość, spontaniczna zabawa, nikt się nie silił na gwiazdę. Jestem usatysfakcjonowany.” - ocenił Irek Dudek (Teresa Semik, Dziennik Zachodni, nr 233/1997). Dodajmy jeszcze, że Amerykanów zdziwił nie tylko fakt, iż w Polsce jest McDonald’s.  Pozytywnie zaskoczeni byli również obecnością tak licznej młodej publiczności. „Nasza młodzież słucha albo rapu, albo metalu, na koncerty przychodzą czterdziestolatkowie”.